Podróżuję właśnie do Gdańska na niedzielny start Wielkiej Żeglarskiej Bitwy o Gotland 2017. W tym roku niestety nie wystartuję, może za rok. Chciałem napisać coś w kontekście bezpieczeństwa żeglugi i tak się złożyło, że chwilowo utknąłem w Beauvais (taki niby Paryż, choć odległość jest jak z Gdańska do Jastrzębiej Góry drogą morską).
Ale po co o tym? Mimo tego, że lotnisko znajduje się w szczerym polu jest na nim sporo policji i wojska. Wojsko to w sumie duże słowo – raczej jest to młodzież po jakimś kursie niepewnie przemieszczająca się z jednego końca terminala do drugiego, w kamizelkach, z hełmami i długą bronią. Jak się dobrze przyjrzeć to ich twarze zdają się mówić – co my tu w ogóle robimy, jak się z tego strzela i co robić w wypadku zagrożenia.. Widocznie podejście władz francuskich jest takie, że nie ważne kogo, ważne żeby było widać i będzie bezpiecznie. Ludzie już się przyzwyczaili, życie biegnie spokojnie i można bez obaw napić się kawy.
I tu dochodzimy do meritum. Bezpieczeństwo możemy zapewnić co najmniej na 2 sposoby. Po pierwsze zapobiegając, a jak to nie działa/ jest już za późno reagując – na przykład poprzez postawienie w gotowości wojska.
W niedzielę punktualnie o 1200 przeszło 30 Wojów rozpocznie swe zmaganie z jesiennym Bałtykiem. Ponad 500 mil walki z samym sobą, zmęczeniem, Bałtykiem. W tej chwili prognoza mówi o 4-6B na baksztagu początek, ale około czwartku wiatry o sile sztormowej, więc regaty zapowiadają się ciekawie.
Wypadnięcie za burtę. To chyba najgorsze co może się zdarzyć. W przypadku opuszczenia jachtu do wody, bez wcześniejszego przygotowania (nikt przecież nie siedzi na pokładzie w kombinezonie TPS), czas przeżycia w wodzie temperaturze 15 stopni Celsjusza to kilka godzin w zależności od tężyzny fizycznej, ubioru, zmęczenia, posiadania kamizelki ratunkowej i wielu innych czynników. Jak się przed tym chronić? Przede wszystkim poprzez noszenie kamizelki ratunkowej (najlepiej pneumatycznej) wraz z wąsem wpiętym w STAŁY element jachtu. Jeśli jacht płynie jednoosobowo, to zapewne ma włączony autopilot, a więc w przypadku „utracenia” załogi, będzie płynął dalej ku uciesze kibicujących przyjaciół i rodziny oglądających tracking na komputerach – aż nie zmieni się wiatr. Żeby temu zapobiec każdy samotnik powinien mieć stale przy sobie urządzenie typu PLB – czyli radiopławę uruchamianą ręcznie w przypadku wypadnięcia za burtę. Użycie jej daje pewność, że w ciągu kilku minut zostanie wysłany sygnał, że coś się stało, a w najgorszym razie po kilku godzinach zostaniemy zlokalizowani. W przypadku wspominanych regat obecność innych załóg oraz jachtów osłonowych znacząco zwiększa szanse, że jeśli zostanie odebrany sygnał szybko będzie mogła zostać udzielona pomoc.
W tym miejscu przypomina mi się anegdota (a może prawdziwa historia) o kapitanie, który płynąc samotnie, a właściwie stojąc podczas flauty postanowił się wykąpać, i zobaczyć jak wygląda jacht „od zewnątrz”. Pech chciał, że po krótkiej kąpieli okazało się, że zerwała się bryza i jacht niespiesznie ruszył. Tu należy dodać, że normalny człowiek płynąc wpław nie osiąga z reguły prędkości większych niże 1 węzeł. Kapitan ów szczęśliwie zdołał dogonić swój jacht, o czym świadczy publikacja tej historii.
Wracając jeszcze do tematu szelek, warto się przypinać tak często jak to możliwe, a na pewno wychodząc do pracy poza kokpitem. Teoretycznie nawet przy niedużej fali, zmieniając żagiel, czy sprawdzając coś na dziobie można potknąć się o linę i wylecieć za burtę. Kolejną pułapką może być niespodziewana odkrętka wiatru, zwrot i przedni żagiel sam wykona za nas „robotę”.
Innym niebezpiecznym sportem, zwłaszcza wśród męskiej części środowiska jest załatwianie potrzeby fizjologicznej za burtę bez uprzedniego wpięcia się. Jak mawiał mój instruktor nurkowy – „nie ma nic gorszego niż topielec z wackiem na wierzchu, bo znajdujesz go, i nie wiesz czy najpierw wyciągać na powierzchnię czy może założyć mu gacie”.
Zmęczenie. Drugi bardzo poważny wróg. Płyniesz sam, czyli odpowiadasz za wszystko, wszystkie dobre decyzje zawdzięczasz sobie, wszystkie błędy są twoimi błędami, ponosisz całą odpowiedzialność za wszystko (zresztą kapitan zawsze ponosi pełną odpowiedzialność, ale o tym w innym wpisie). Niestety zmęczeni zwłaszcza podczas samotnych regat daje się we znaki. Nie da się przejechać 500 mil bez choćby odrobiny snu (no chyba, że ktoś potrafi bez użycia środków powszechnie uznawanych za nielegalne to proszę o maila). W tym miejscu trzeba też pamiętać, że brak snu powoduje skutki podobne do działania alkoholu z pominięciem „pozytywnych” efektów. Czyli zaczynasz widzieć i zwracać uwagę na coraz mniej szczegółów. Jest to o tyle niebezpieczne że wydaje ci się, że wszystko jest ok (w końcu jesteś trzeźwy) ale nie myślisz trzeźwo a stąd tylko krok do podjęcia w sposób „świadomy” błędnej a czasem tragicznej w skutkach decyzji. Podejść do tego ile i jak spać jest pewnie wśród samotników tyle ilu żeglarzy, najbezpieczniejsze wydają się być kilkunastominutowe drzemki, ale to temat na inny artykuł.
Kolizja. Z innym jachtem, ze statkiem, z innym obiektem. Na Bałtyku na szczęście kontenery nie wypadają ze statków zbyt często (za mała fala), niemniej jednak żeglarz samotnik cały czas przed siebie patrzyć nie może, więc istnieje ryzyko kolizji z jakimś obiektem pływającym. Jeśli chodzi o statki to ryzyko minimalizuje system AIS, dzięki któremu załoga statku „widzi” jacht i w razie ryzyka kolizji na mostku zacznie piszczeć alarm kolizyjny. Tym niemniej żeglarz uważać musi, zwłaszcza że po drodze co najmniej 2 razy trzeba przejść przez rutę pod Gotlandią, oraz dodatkowo uważać na ruchy statków i promów wzdłuż jej zachodniego wybrzeża. Inne zagrożenie stanowią zawodnicy. Każdy chce wygrać, każdy płynie na maksimum swoich możliwości, najkrótsza trasa jest jedna (oczywiści wiatr może powodować, że najkrótsza nie znaczy najszybsza), więc spotkanie kogoś po drodze nie jest niczym dziwnym.
Bałtyk. Nie wiem czy powinien być na końcu czy na początku, ale każdy kto pływał po Bałtyku jesienią wie, że potrafi on pokazać swoje zęby. Jak wspominałem na początku prognoza mówi i baksztagu na starcie, natomiast w miarę upływu kolejnych dni ma przetoczyć się niż mogący się rozwiać do 8-9B. Czy tak się stanie dziś nie wiemy, bo Bałtyk jaki jest każdy wie, i prognoza za 5 dni albo się sprawdzi albo nie. Generalnie można to porównać trohcę do prognozy góralskiej „jak będzie słońce świecić to będzie piknie, a jak będzie dysc loł to będzie …”.
Jak będzie w tym roku? Przekonamy się już w niedzielę o 1200! Zapraszamy do kibicowania. Tracking dostępny jest jak zawsze na stronie Bitwy o Gotland.