Kolejny temat rzeka, który spróbujemy dziś nieco uporządkować to kambuz. Miejsce, od którego obiecywały Neptunowi podczas chrztu żeglarskiego, nie oddalać się na odległość większą niż 2 metry, żeglarki na obozach żeglarskich nad Soliną, czyli kuchnia na jachcie.
Do tematu kambuza podchodzi się zasadniczo na 2 sposoby – albo ustalamy wachtę kambuzową odpowiedzialną za jego obsługę albo nie. O ustalaniu wachty kambuzowej dalej, a teraz skupmy się na podejściu nie ustalania osób odpowiedzialnych za kambuz.
Taki system sprawdza się bardzo dobrze na przykład w żeglarstwie samotnym – jak płynę sam, to w zlewie mam 1 garnek, 1 kubek, 1 widelec, 1 nóż, 1 łyżkę i tymi utensyliami obsługuję wszelkie czynności związane z jedzeniem. Dzięki temu prawie nie ma zmywania. Inna sprawa, że w żegludze samotnej, bardzo dobrze sprawdzają się liofilizaty, ale to temat na inny artykuł. Wiele ciekawych spostrzeżeń na temat kulinariów w żeglarstwie samotnym można wyczytać u kpt. Baranowskiego – szczególnie cenię bogate opisy obiadów w „Drugi raz dookoła świata” – polecam każdemu.
W żeglarstwie "małozałogowym" czyli powiedzmy 2-3 osoby na pokładzie ustalanie kambuza również nie ma większego sensu. Z reguły albo kuk sam się objawi, albo jego funkcję będzie pełniła podwachta. Tutaj niezwykle skutecznie działa przykazanie miłości, złota reguła etyczna, karma, zwał jak zwał, jak chcesz na wachcie dostać ciepłą herbatę, to przygotuj ją temu, kto ma wachtę po tobie. Tak samo jest z jedzeniem.
Przypomina mi się pewien epizod z Morza Północnego, kiedy w 3 osoby robiliśmy delivery jachtu. Wiało około 6 w mordę, płytko, bo przy Fryzji jedziemy, ja na podwachcie, wachtowy za sterem woła, że głodny, postanowiłem mu zrobić zupę, a i samemu coś zjeść. W tym miejscu należy dodać, że w przechyle ZAWSZE gotuję w spodniach od sztormiaka – w razie draki uniknę oparzenia. Podejście pierwsze – odpalam czajnik, woda się zagotowała, stawiam 2 kubki na stole (myślę, że mogą spaść, ale co tam), wsypuję zupy do kubków. Stoją. Teraz najtrudniejsza część - zalewam pierwszy kubek, poszło, jest ok, zamiast podać go na górę korzystam z chwilowego spokoju i postanawiam zalać kubek numer 2. Leję, w tym momencie strzał. Jacht dostaje przechyłu na przeciwną burtę około 20 stopni. 2 Kubki z wrzątkiem lecą. Lecą. Lecą. Lądują na drugiej burcie pod stołem nawigacyjnym. Szok. Dwa miesiące później zadzwonił do mnie armator z pytaniem „Skąd q pod nawigacyjnym było tyle makaronu?”. Powszechnie przecież wiadomo, że przy stole nawigacyjnym się nie je.
W żeglarstwie "pełnozałogowym" również można sobie bez kambuza poradzić. Jeśli mamy budżet na jedzenie na lądzie, a nasze pływanie ogranicza się do kilkugodzinnych przelotów między wyspami, spokojnie poradzimy sobie bez wachty kambuzowej. No, może będzie trochę brudno, ale nie każdemu to przeszkadza..
Jeśli jednak planujemy spożywać śniadania, a czasem również kolacje na pokładzie, wachta staje się koniecznością. Jeżeli jej nie będzie to najczęściej prędzej czy później zaczną się dyskusje, kto ma przygotować śniadanie (chyba, że mamy w załodze mega kuka, który chce, potrafi i może). Kolejny temat to zmywanie, następny utrzymanie kambuza/mesy w porządku. Dalej wynoszenie na czas śmieci. Generalnie należy pamiętać, że wg Maslowa jedzenie i picie należy do potrzeb fizjologicznych i kiedy sprawy związane z nim nie idą dobrze, ciężko jest zaspokoić potrzeby wyższego rzędu, a to prędzej, czy później powoduje frustrację, konflikty i inne nieprzyjemności, których lepiej za wszelką cenę unikać na małej powierzchni, jaką stanowi nasz jacht.
Jeżeli zdecydowałeś się na utrzymywanie wachty kambuzowej, to dobrze. Nawet jeżeli planujecie stołować się głównie w restauracjach, dobrze mieć wyznaczoną wachtę, do umycia szklanek po wieczornej herbatce.
Na ogół wachtę kambuzową stanowi jedna z wacht nawigacyjnych (tu rodzi się pytanie, czy dzielisz załogę na wachty?). Jeżeli nie, bo pływacie na przykład z rodziną, to po prostu podziel załogę na 2 lub 3 wachty. Jeżeli masz 3 wachty nawigacyjne to jedna z nich każdego dnia jest odpowiedzialna za kambuz. Dobrze jeśli wachta kambuzowa odpowiada za nawigację np. od 1200 do 1400, dzięki temu ma więcej wolnego w ciągu dnia i może łatwiej spełniać swoje obowiązki. Jeśli dodatkowo uda się wprowadzić lekką niczym nie wymuszoną rywalizację, kto zrobi lepsze śniadanie, albo podwieczorek, super jedzenie przez cały czas rejsu mamy gwarantowane!
W moich załogach oznacza to przygotowanie posiłków przez cały dzień (śniadanie, obiad, kolacja) – oczywiście poza wyjściami do knajp. Plus utrzymanie mesy i kambuza w nienagannym porządku, zakupienie świeżego chleba, rzeczy na śniadanie rano i zmycie po ewentualnej herbatce poprzedniego wieczora.
Jasne wyznaczenie obowiązków kto, za co, kiedy odpowiada skutkuje brakiem dyskusji, że kubek to powinna poprzednia wachta zmyć, a kanapkę kapitanowi przyrządzić kolejna. Wachta kambuzowa z natury wstaje wcześniej niż reszta załogi, aby poczynić zakupy świeżych składników na śniadanie i po napawać się wschodem słońca. Dobrze jest ustalić zawczasu godzinę rozpoczęcia śniadania i ustalić wszelkie czynności związane z jego przygotowaniem/klarem osobistym itp. W oparciu o tą właśnie porę. Nie ma nic gorszego niż załoga wyruszająca pod prysznic o 1030, kiedy umówiliśmy się na szybkie śniadanie o 0900 i wypłynięcie bo mamy 60 mil do kolejnej wyspy.
Co przygotować na śniadanie, obiad i kolację? Jeżeli jesteś na rejsie organizowanym przez firmy zapewniając „wyżywienie przywiezione z Polski” (odradzamy!) wybór jest jasny: śniadanie – konserwy, obiad pulpety z ryżem i sałatką żydowską, kolacja – nikt nie dotrwał. Jak to kiedyś Duch Morza mawiał – czerwone jedzenie – temat na inny raz. Jeżeli natomiast cenisz sobie dobre jedzenie, zapomnij o przywożeniu czegokolwiek (no może poza ulubionym piwem) z Polski. Tu należy się drobna uwaga – jeżeli płyniesz do Norwegii i nie zarabiasz co najmniej w EUR to pomyśl o przywiezieniu prowiantu z Polski, bo ceny mogą cię wykończyć.
Jeżeli masz to szczęście spędzać czas u wybrzeży Morza Śródziemnego, jesteś w stanie kupić większość świeżych produktów w cenach nie wyższych niż 20% od cen w Polsce. Co za to dostajesz? Świeże składniki, niepowtarzalny smak lokalnej kuchni i satysfakcję, że za 20 EUR zrobiłeś kolację, za którą w knajpce zapłacilibyście 200 EUR (lekko na 4 osoby). Co gotować? Gdzie kupować? Jak przyrządzać? Jak sprawdzić czy świeże? Wrzuć octopusa na patelnię i odkryj kuchnie morską!
Jeżeli masz mniej kulinarnego szczęścia i pływasz po Bałtyku, czy Północnym, to nadal nie jest to powód do obaw. W prawie każdym portowym miasteczku znajdziesz sklep rybny, który oferuje lokalne przysmaki za rozsądne pieniądze. Jeśli chcesz sprawdzić jak sprawić lobstera, albo przygotować fenomenalne mule zapraszamy na naszego bloga, gdzie sami gotujemy – Octopus na patelni. Tak się poskładało, że obecnie mieszkamy mniej niż 2 godziny drogi od dwóch mórz, więc o kuchni morskiej możemy powiedzieć prawie wszystko!